czwartek, 7 lipca 2022

W życiu można żałować wszystkiego

Dzień 5

Temat, którego nie może zabraknąć na tym blogu, to nawyki. Nawyki i odwyki - esencja zainteresowań Wici.

Mówi się, że najtrudniej zacząć i to połowa sukcesu. O ile z tą połową to może bym się zgodziła, o tyle przejście pozostałych 50% to podróż przez jakieś podziemia najniższych kręgów piekieł dantejskich, Tartaru, jądra Ziemi, czy co jeszcze tak nisko może się znaleźć. 

~Swoją drogą, ciekawe skąd ludzie wzięli sobie skojarzenia, że ziemia to źle, niefajnie, potępienie, piekło, tfu grzeszniku niemoralność, no i robaki też ble fuj, natomiast im wyżej tym lepiej, ptaki potrafią latać, więc lepiej latać niż pełzać, a niebo to utożsamienie wszelkich rozkoszy i pragnień, na lot w kosmos to warto przeznaczyć miliardy i inne takie. (Kiedyś się zgłębię w ten temat, zrobię porządny research, a tymczasem proszę zadowolić się budowaniem zdań z użyciem onomatopei tfu, ble i fuj. PS. Całkiem racjonalnym wyjaśnieniem wydaje się, że zjawiska atmosferyczne typu deszcz, burza, biorą się z góry, które są zupełnie niezależne od człowieka (prawie zupełnie, ponieważ nasz gatunek zgotował sobie ocieplenie klimatu) [PS. 2 proszę docenić tę grę słów - zgotował i ocieplenie klimatu, że wiecie, tematycznie, klimatycznie, hehe], z kolei w ziemi mamy proces gnicia - no ale też wzrostu plonów, Matka Ziemia i te sprawy - skomplikowane to nie powiem). 
PS. 3 Moja niewiele wnosząca dygresja właśnie zajęła jakoś trzy razy więcej miejsca, niż temat, który chciałam poruszyć. Naprawdę współczuję osobom, które wdają się ze mną w jakieś głębsze dyskusje. Podziwiam Was i uwielbiam, pozdrawiam serdecznie).~

WRACAJĄC. Rozpoczynanie nowych nawyków potrafi być całkiem ekscytujące. Zwłaszcza jak się jest mną, można sobie wszystko pięknie rozpisać, rozplanować w głowie, zwizualizować świetlaną przyszłość z wdrożonym nowym nawykiem, wyliczyć, wykalkulować... I co się potem dzieje, czemu szlag jasny to trafia?

I tu wkracza - ni to cała na biało, ni to cała na czarno - dyscyplina.
Mam z nią problem, aczkolwiek bynajmniej (yas, I did it again) nie chodzi o samo zachowanie konsekwencji.
To na pewno też, jednak mój prawdziwy problem leży w KWESTIONOWANIU WSZYSTKIEGO. Oczywiście, wymyślając wymówkę, łatwo znaleźć sobie kontrargumenty i przestać coś robić, jednak wejdźmy w temat trochę głębiej.

Wszyscy umrzemy. Od tego podstawowego, pozytywnego akcentu zaczynam planowanie czegokolwiek w życiu. Życie albowiem jest przeciwieństwem śmierci. Przypominając sobie o oczywistościach, czas przejść dalej - okej, kiedyś umrę, ale teraz tu żyję. I mam jakiś wpływ na to życie. Co z tym zrobić??

Po otwarciu tej puszki Pandory, kilku załamaniach nerwowych, kryzysach egzystencjalnych, poczuciu pustki i bezsensu, przechodzę do planowania. Na ten temat obejrzałam już tyle filmików, przeczytałam tyle książek i przesłuchałam tyle podcastów, żeby móc stwierdzić z całą pewnością, że to zależy i nie ma żadnej sprawdzonej metody. Dlatego próbuje, dostosowuje, po drodze konfrontuje setki lęków i wątpliwości po czym zaczynam. 
W końcu.

Z wyzwaniami jest łatwiej. Na szali jest postawione moje kruche ego, a siłą napędową "JA NIE ZROBIĘ!?!?" i wtedy ktoś może potrzymać mi piwo, ale tylko to smakowe, które nie smakuje jak piwo, bo klasyczne jest obrzydliwe.

Gorzej jest z wprowadzaniem zmian na całe życie. Że to już tak do końca i w ogóle nie dlatego, żeby sobie coś udowodnić, tylko żeby żyć zdrowiej, żeby sobie zrobić w życiu lepiej...? Dziwny koncept, nie powiem.

A teraz znowu musimy cofnąć się do swojej kruchości i braku nieśmiertelności. Skoro mój czas jest ograniczony, to skąd mam wiedzieć, na co chcę go przeznaczać?
Okej, mogę scrollować sobie Insta przez kilka godzin i potem nie pamiętać, co robiłam przez cały dzień, ale wtedy można sobie powiedzieć, że hehe, upsik, jak to ten czas leci.

A jak się już coś zaplanuje, to nie dość, że trzeba zrobić na to miejsce i dopasować pod to inne plany (i liczyć się z tym, że jak się tego nie dotrzyma, to poziom dopaminki spadnie nawet poniżej normy!), to jeszcze zdawać sobie sprawę z tego, że można wpaść w pułapkę konsekwencji i brnąć w coś, co już nie daje tego błysku w oku i radości, tylko dlatego, że załącza się efekt utopionych kosztów i człowiek staje się Panem Marudom, pogromcą dziecięcych uśmiechów oraz wszelkiej satysfakcji z życia.

Tak więc z jednej strony można się zapędzić w pielęgnowaniu swojego nawyku tak, że się przestaje widzieć całą perspektywę, a można też być przezornym - zaprzestać go, aby tego uniknąć, a potem żałować, że się już zaszło tak daleko i gdyby się kontynuowało, to już by można było góry przenosić.

W ten sposób właśnie można żałować w życiu zupełnie wszystkiego.
Pozdrawiam serdecznie, 
Temat na pewno będzie kontynuowany, kiedy to nie wiem, ale uzależnień jest dużo.
Uściski. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Hey! ♥
* Dziękuję za wszystkie komentarze ♥
* Chętnie zaobserwuję lub dam follow 4 follow, pytaj! ♥
* Przyjmuję tylko uzasadnioną krytykę ♥
* Daj linka, z pewnością wpadnę na Twojego bloga ♥